Opowieść z cyklu: „Podróżnicy na szlaku - czyli ŚDS w Tatrach”
W poniedziałek (24.11.14r.) w doskonałych nastrojach, z uśmiechami na twarzach i z programem wycieczki po brzegi wypełnionym atrakcjami wyruszyliśmy do Zakopanego. Podróż minęła szybko i po pysznym obiedzie u naszej Gospodyni p. Marii ruszyliśmy na podbój Zakopanego.
Na początek coś dla ducha – Kościół na Krzeptówkach, atmosfera skupienia i wszechogarniająca obecność Jana Pawła II. Potem cmentarz na Pęksowym Brzyzku miejsce ostatniego spoczynku ludzi zasłużonych dla Zakopanego i Podhala, nazwiska, które doskonale znamy z historii: Kenar, Chałubiński, Witkiewicz, Makuszyński, Tetmajer. Oczywiście nie mogliśmy ominąć Krupówek, które kusiły barwami, dźwiękami góralskiej muzyki i zapachami wszelakiego rodzaju smakołyków - dla każdego coś miłego: oscypki solone, wędzone, maślane, kozie i owcze, ziemniaczane placki i nieco mniej zakopiańskie, ale pachnące
i kuszace kebaby.
A wieczorem... długie pogawędki, wymiana wrażeń, wspólne gry w ping-ponga i okrzyki: „sędzia kalosz”.
Następnego dnia obudziliśmy się w pięknym zimowym krajobrazie. W nocy zrobiło sie biało, spadł pierwszy śnieg - piękne ośnieżone szczyty i słońce przebijające się przez ośnieżone drzewa składały się na naprawdę urzekający widok!
W tym zimowym krajobrazie wyruszyliśmy w stronę Gubałówki, szybka podróż do góry (kolejką trzeba przyznać) i już szczyt był zdobyty. A tam... pierwszy pomysł: lepimy bałwana! Pierwsza w tym roku, nienaruszona jeszcze przez turystów pokrywa śnieżna sprawiła, że nie mogliśmy sie oprzeć temu pomysłowi. Wynikiem pracy grupowej był dorodny bałwan z oczkami z kamyków – ach piękny był, szkoda, że go nie widzieliście!
W programie wycieczki zawarliśmy również spacer Doliną Kościeliską, którą powoli, podziwiając górskie krajobrazy dotarliśmy do schroniska na Hali Ornak (1100m n.p.m). Wędrówka nie była łatwa, ale chęć przeżycia przygody, sprawdzenia własnych możliwości i przesunięcia ich granic sprawiła, że dotarliśmy tam w komplecie i w dobrych nastrojach, dumni
z osiągniętego celu.
Zmotywowani sukcesem postanowiliśmy wyruszyć w jeszcze jedną „dolinkę” tym razem wybór padł na Dolinę Białego Potoku, którą zdobywaliśmy krok po kroku, wspólnie, pomagając sobie nawzajem zdobywać kolejne metry.
Przepiękne widoki, skuteczna współpraca w osiągnięciu celu, pomocna dłoń, miłe słowo współtowarzyszy marszu, przesuwanie granic fizycznych i psychicznych możliwości to jedynie kilka z profitów wynikających z podjętego przez nas wysiłku.
Będąc w Zakopanem nie mogliśmy ominąć Kasprowego Wierchu, na który dostaliśmy się kolejką linową. Widok z kolejki i ze szczytu Kasprowego był naprawdę ujmujący: piękne słońce oświetlające pokryte śniegiem szczyty górskie i drzewa
w dolinach – widok, który zapada w pamięć, wycisza i uspokaja.
Korzystając z faktu, że przebywaliśmy w pobliżu granicy ze Słowacją pojechaliśmy do naszych południowych sąsiadów
w odwiedziny i na zakupy oczywiście.
Przejechaliśmy przez przejście graniczne w Łysej Polanie, pospacerowaliśmy słowackimi szlakami, po czym zawitaliśmy do najbliższego sklepu, żeby dokonać zakupu kultowych słowackich produktów. W celu wyeliminowania wątpliwości czytelników dodać należy, że chodzi oczywiście o Lentilky i czekoladę Studentską.
W Zakopanem zwiedziliśmy miejsca ciekawe, by wymienić tylko: skocznie narciarskie, gdzie odbywają się zawody Pucharu Świata w skokach narciarskich, czy Muzeum Tatrzańskie, w którym zgromadzone są liczne eksponaty związane
z przyrodą, historią Zakopanego i Podhala
Wieczorami spacerowaliśmy po Krupówkach, chłonąc atmosferę górskiego kurortu, organizowaliśmy rozgrywki sportowe
i zabawy taneczne (w tym andrzejkową) przy dźwiękach góralskiej myzyki – obowiązujący styl tańca: dowolny, obowiązująca zasada: dobra zabawa.
W czasie naszej wyprawy widzieliśmy piękno gór w śnieżnej szacie, górską dziką przyrodę, oglądaliśmy atrakcje kurortu, jakim jest Zakopane i chłonęliśmy jego niepowtarzalną atmosferę.
Ale mieliśmy również okazję zacieśnić przyjaźnie, poznać się jeszcze lepiej, bo w innych niż zwykle, nowych sytuacjach. Mogliśmy sprawdzić własne umiejętności, przesunąć granice własnego funkcjonowania i pokonać bariery, które dotychczas wydawały nam się nie do pokonania.
Wróciliśmy wypoczęci, zrelaksowani, pełni wrażeń, pełni sił i gotowi do dalszej pracy – pracy nad sobą.
Wiemy już przecież, że:
„Wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie,
a przynajmniej to, że większość granic i lęków
to tylko ułomność naszego umysłu,
poza którą zaczyna się wolność”
Jacek Teler
Jesteśmy wdzięczni wszystkim, dzięki którym nasza wyprawa mogła się odbyć i mamy nadzieję, że wrócimy jeszcze pod samiuśkie Tatry.
HEJ!